Po miesiącu oczekiwań dostajemy sygnał od zaprzyjaźnionego optyka! Okulary Julka są gotowe!
Początkowa euforia i ulga, że w końcu możemy zacząć działać, szybko ustąpiły miejsca zmaganiom i trudom codziennej obturacji. I choć spodziewaliśmy się, że łatwo nie będzie, to widok Julka i tego, co się z nim dzieje gdy zasłaniamy zdrowe oczko (a więc całkowicie odbieramy mu wzrok), rozbił nas na początku totalnie. Energiczny, silny, wesoły, niekiedy śmiejący się do rozpuku Julek, zaplasterkowany zmienia się w bezradnego, wiotkiego i płaczącego chłopca.
Pomimo oporu, dzień w dzień z samego rana (o godzinie, o której jeszcze rok temu smacznie i sennie przewracaliśmy się z boku na bok) rozpoczynamy sesję plasterkową. Zaopatrzeni w świecącą kulę, mrugające różdżki, lampki choinkowe i rowerowe zamykamy się w łazience i przy dźwiękach specjalnie ułożonej, „wesołej” playlisty animujemy Julka. Próbujemy rozśmieszać, śpiewamy, cały czas dajemy mu znać, że jesteśmy, że nigdzie nie zniknęliśmy. Jednocześnie oczywiście świecimy, mrugamy i machamy przed oczami. Gdy mamy naprawdę dobry dzień Julek wytrzymuje maksymalnie pół godziny, potem nieodwołalna godzinna drzemka. Wymęczony mózg i zmysły potrzebują regeneracji.
Drugi punkt plasterkowo-okularkowej sesji to stymulujące wzrok filmiki. W kółko oglądamy podskakujące i wirujące czarno-biało-czerwone figury, gramofonowe płyty, linie, kropki i oczywiście zanimowane karty Lulu. Wszystko to bez problemu znaleźć można na kilku kanałach YouTube. Tę część rehabilitacji najlepiej przeprowadzać we dwójkę. Podczas gdy jedno trzyma tablet przed ruchliwą głową Juleczka, drugie głaszcze, gilgocze, trzyma rączki i podsuwa coraz to nowe gryzaki.
Z dnia na dzień próbujemy usprawniać i coraz lepiej planować rehabilitację. Obserwujemy kiedy dobrze ją rozpoczynać, a kiedy zrobić przerwę, w którym momencie lepiej działają filmiki a kiedy łazienkowa dyskoteka. Próbujemy też uodpornić się na wściekłość, wrzask i łzy, ciągle powtarzając sobie, że to dla dobra Julkowego oczka.
W okularkową rehabilitację włącza się powoli cała rodzina, bardziej biernie – pomaga nam ogarniać rzeczywistość wokół, ale i czynnie uczestnicząc w sesjach. Na razie przoduje śpiewająca w chórze babcia, która zamiast wspomagać się playlistami, daje solowe koncerty w łazience. Julek bardzo dobrze reaguje na „Liseczki” oraz inne „Dorotki” i cierpliwie znosi świecenie i mruganie wsłuchując się w ich melodie.
Po trzech tygodniach rehabilitacji nie możemy niestety pochwalić się żadnym spektakularnym przełomem. Nie zaobserwowaliśmy reakcji na bodźce, którymi bombardujemy zoperowane oczko. Wiemy jednak, że takie nigdy wcześniej nie widzące oko potrafi uruchomić się nawet po kilku miesiącach. Nie poddajemy się więc i w oczekiwaniu na soczewkę walczymy w kosmicznych okularkach na nosie.
Nie poddajemy się.