Historia Julka – Sztywna soczewka kontaktowa – Krok 3

Kolejnym krokiem na naszej drodze do odpiracenia Julka miała być soczewka, a dokładnie gazoprzepuszczalna, sztywna soczewka kontaktowa – RGP.

Ale od początku… po miesiącu rehabilitacyjnych zmagań w kosmicznych okularkach, oko Julka niespodziewanie przyspieszyło, nadrobiło zaległości i wygoiło się w tempie, które zaskoczyło nawet Profesora. W końcu było gotowe do badania, mierzenia i dobierania soczewki. Byliśmy zachwyceni, szczęśliwi i pełni nadziei. Rehabilitacja z soczewką jest znacznie skuteczniejsza – po pierwsze, obraz nie jest zniekształcony przez grube szkło okularów, a po drugie, mały pacjent nie ma na nosie irytującego ciała obcego, nadającego się jedynie do ściągnięcia. Po trzecie, podczas gdy okulary ściągamy zaraz po skończonej obturacji, soczewka zostaje na oczku cały dzień, nawet po zdjęciu plasterka, dając oku szansę na chwytanie obrazów.
Naczytaliśmy się co prawda o koszmarze zakładania i zdejmowania, wypadania i gubienia maleńkiego szkiełka, wierzyliśmy jednak w zdolności manualne naszych zwinnych paluszków i traktowaliśmy to tylko jako techniczne, łatwe do przeskoczenia trudności. Gorzej niż w okularkach być przecież nie mogło.

A jednak… Pierwsze dni soczewkowania pokazały, że mogło! Nie zakładanie i zdejmowanie było najtrudniejsze, a absolutny i konsekwentny opór i brak jakiejkolwiek reakcji na bodźce. A jak zaczęło stawać się naprawdę okropnie, coś nagle zaskoczyło, Julek zareagował – zmrużył oczko gdy skierowaliśmy na nie silne światło żarówki. W najbliższych dniach odnieśliśmy wrażenie, że kilkukrotnie, przez kilka sekund wodził głową za świecącą kulą i że zaczął bardziej reagować na aplikacje stymulujące oczko pokazywane na tablecie. Zmotywowani szybko się zresetowaliśmy. Z nowymi siłami i w samych pozytywach widzieliśmy kolejne tygodnie rehabilitacji.

I w tym przypadku znów myliliśmy się. Zamiast postępów i kolejnych małych sukcesów następne dni obturacji szły nam równie ciężko i mozolnie, a zaobserwowane wcześniej reakcje występowały coraz rzadziej. W końcu zanikły zupełnie. Zaczęliśmy powątpiewać czy wcześniejsze sukcesy faktycznie miały miejsce, czy nie były to przypadkowe, źle przez nas interpretowane, ruchy głowy i oka.

Po około trzech tygodniach sesje obturacyjne wyglądały fatalnie. Julek albo płakał, albo zasypiał, aż w końcu przestał nawet otwierać rehabilitowane oczko. Wykończeni traciliśmy nadzieję i po cichu zaczęliśmy zastanawiać się, czy nie lepiej byłoby pogodzić się z jednoocznością synka, dać mu w końcu spokój i wrócić do “normalnego” życia. Z utęsknieniem czekaliśmy na umówione wizyty kontrolne, licząc, że coś się wyjaśni. W międzyczasie zapisaliśmy Julka na badanie VEP (czyli wzrokowe potencjały wywołane) mające za zadanie stwierdzić czy mózg w ogóle reaguje na dostarczane mu bodźce.

Zmobilizowaliśmy się i ostatnimi siłami dotrwaliśmy do wizyty w Warszawie. Po serii badań otrzymaliśmy wyczekiwaną odpowiedź. Źrenicę julkowego oczka, zaledwie w ciągu paru tygodni zarósł zabarwiony na ciemnobrązowo nabłonek, który skutecznie przesłonił źrenicę oka i prawie całkowicie zablokował wpadające do niego światło. Wszystkie nasze obserwacje były więc trafne – prawdopodobnie nastąpił przełom w rehabilitacji, Julek mógł reagować na bodźce, a regres wywołany jest nie czym innym, a pooperacyjnym powikłaniem. Pomimo iż sytuacja ta wiąże się z kolejną operacją, dla nas wieści były naprawdę dobre. Wróg został nazwany, można go wyeliminować i na nowo podjąć walkę o oczko.

Tymczasem wszystkie badania, wizyty, a przede wszystkim soczewkowanie i obturacja zawieszone zostają aż do operacji, co dla nas oznacza miesiąc odpoczynku i laby, a dla julkowego oczka niestety kolejny miesiąc do tyłu w nadrabianiu zaległości.

Justyna Chorążak

Justyna Chorążak

Mama Pirata Julka. Nerwus i pośpieszacz. Pasjonatka żelków, chodzenia boso i czytania książek. Wiecznie głodny magister sztuki.

Więcej postów